Etykiety

środa, 3 lipca 2013

Na początek..."Piknik z Einsteinem"

   Na początku pragnę zaznaczyć, iż chciałam dłużej poczekać na stworzenie swojej pierwszej recenzji. Dojrzeć do tego, rozwinąć skrzydła, dać się ponieść muzom              i stworzyć dzieło oślepiające geniuszem. Ale zaczęłam się obawiać, że idąc tym tokiem myślenia, jakakolwiek recenzja mojego autorstwa mogłaby nigdy nie powstać.
Dlatego postanowiłam iść na żywioł.
   Pierwszą książkę jaką na drodze castingu postanowiłam zrecenzować jest "Piknik    z Einsteinem" z serii "Pytajniki" wydawnictwa PWN.

Książkę wykopałam na jakiejś zapomnianej półce w EMPIKu i doszłam do wniosku, że znalazłam utwór stworzony dla mnie. Jego założeniem jest przybliżenie zwykłemu śmiertelnikowi co ciekawszych zagadnień z zakresu fizyki, biologii i meteorologii. Jako, że biologia to kierunek moich studiów, a na fizykę postanowiłam iść, jak tylko wygram milion w totolotka, by mieć się za co utrzymać- książka była dla mnie łakomym kąskiem. I rzeczywiście, autor, Ben Miller (fizyk i komik zarazem) przejrzyście i interesująco opowiada czytelnikowi o czarnych dziurach, Wielkim Zderzaczu Hadronów, kosmosie, teoriach Einsteina. Zaciekawia  i kusi wyjaśnieniem tajemnic tego świata. Język stosowany przez autora jest konkretny i zrozumiały. Niekiedy jedynie denerwowały mnie niby śmieszne dopiski autora na dole każdej ze stron. Czasem po prostu lepiej nic nie dodawać, niż na siłę starać się być zabawnym. Ale może tylko ja wyczuwam tu lekką nutkę desperacji autora-komika. Następnie przechodzimy do tematów związanych z biologią. Jest równie interesująco, autor skupia się przede wszystkim na teorii ewolucji. Podaje liczne dowody na nią oraz przedstawia, bardzo dla mnie interesujący przykład zmian ewolucyjnych, które zachodzą obecnie (nabycie przez ludzi zdolności do trawienia laktozy pochodzącej        z mleka). Ja nad książką rozpływałam się w zachwytach, opowiadałam znajomym, bliskich zamęczałam cytatami z niej. Aż nagle pojawił się zgrzyt.W opisie komórki człowieka znajduję słowa "ściana komórkowa". Ewidentny błąd, aż dziw bierze, żeby zrobić gafę w tak podstawowej informacji. Ale nie tracę nadziei, tłumaczę sobie,         że być może tłumacz się rąbnął w jednym miejscu. Niestety, dalej błąd sie powtarza.         I książka w moich oczach, ze źródła fascynujących informacji, przedstawionych w prosty sposób, zamienia się w twór niegodny zaufania. Jest, owszem ciekawie napisana, wciąga, tłumaczy wiele zjawisk. Ale czy to tłumaczenie jest prawidłowe? Czy może w dziale na temat fizyki i meteorologii też czają się takie kwiatki?
Szkoda, naprawdę wielka szkoda. Z książki prowadzącej nas przez tajemniczy świat nauki, staje się piśmidełkiem quasi- naukowym, fikcją naukową. Tak, do poczytania dla rozrywki, ale bez większej wiary w to, co autor napisał.

2 komentarze:

  1. Tak to zwykle jest jak za tłumaczenie bierze się pan/pani po filologii angielskiej. Wiem, bo Filip mój kiedyś tłumaczył jakiś tekst medyczny i się zastanawiał co to jest biała krwinka i czy to tak tłumaczyć czy inaczej może :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo możliwe, że to właśnie tłumacz dał ciała. Na miejscu autora wytrzepałabym go za fraki i 5 pasów na goły tyłek :D Dziwne, że PWN zatrudnia takich wirtuozów

    OdpowiedzUsuń